— Kroćset! — zawołat Wiktor — to oczyszczanie Paryża musi kosztować miliony! — Co tu pieniędzy wyrzuconych w wodę, mówiąc bez kalemburów!...
— Tak... — odrzekł Paweł machinalnie — gdyż zaledwie słyszał.
I puścili się w drogę.
Na drugim końcu mostu stały inne wozy zaprzężone i pełne śniegu, czekając na swoją kolej.
— Czy ta robota trwa przez całą noc? — zapytał student podmajstrzego.
— Do dziewiątej, albo dziesiątej tylko — odpowiedział zapytany. — Jutro, jeżeli nie będzie w nocy dużego mrozu, zaczną o piątej rano.
Przebyli most.
Udali się wybrzeżem Bercy, smutném i pustém od czasu wywłaszczeń, spowodowanych potrzebą wzniesienia nowych budowli magazynowych i weszli na ulicę, na której mieszkał wuj Wiktora Beralle.
Prosimy czytelnika, aby nam towarzyszył w okolice rogatki Tronowej, gdzie Leopold Lantier miał obiadować z Jerrelongem.
W jednej z restauracyj tak licznych na placu Vincennes, dwaj wspólnicy siedzieli przy stole w głębi sali pełnej gości.
Przy jednym z tych stołów, najbliższym zajętego przez zbiega i uwolnionego więźnia, obiadowało