— A ty, ty robisz słodkie oczy do jej małej siostry... — rzekł Caperon. — Gzy razem będą obadwa wesela?
Młodzieniec wypróżnił szklankę.
— Razem obadwa wesela! — powtórzył — o! zapewne!
— Czemuż by nie?
— Bo mama Bandu coś sobie ubrdała i niechce od tego ustąpić.
— Cóż takiego?
— E! głupstwo! — Chce, abym żeniąc się, miał pewną summę... — Otóż, ponieważ nie mam oszczędności, a pieniądze odziedziczone do współki z Wiktorem nie wystarczają...
— Odziedziczyłeś! — zawołał Caperon.
— Troszkę, mój, stary...
— A to ci szczęśliwiec! — I wieleż to tej sukcesyi?...
— Pięć tysięcy franków.
— Ładny z tem wszystkiem kapitalik na początek gospodarstwa! Pięć tysięcy franków!
— Matka Baudu wymaga dziesięciu tysięcy... Brak mi właśnie połowy...
— A nim zbierzesz drugą, to pierwsza pójdzie przez gardło.
— Co to, to nie.
— Robisz się porządnym?
— Z musu... — Nie mogę podnieść swoich pięciu tysięcy wcześniej, jak w dzień ślubu...
— I to ci się podoba.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/497
Ta strona została przepisana.