— Ba! ty rozumiesz, chciałbym dostać grosza.
— No, to spiesznie oszczędzaj i żeń się... Pięć tysięcy, to nie morze do wypicia... W trzy lata zbierzesz, jeżeli zechcesz...
Ryszard dwa czy trzy razy wypróżnił swoją szklankę.
Myśli zaczęły mu się trochę plątać, język robił się sztywnym.
— Ale muszę zebrać nie tylko pięć tysięcy franków... — wybełkotał.
— Ba! ponieważ wymagają tylko dziesięć...
— Ale bo... widzisz, winieniem jeszcze tysiąc matce Bandu...
— Tysiąc franków w książce! — zawołał Caperon — zajadałeś więc trufle z szampanem?
— I potrawki z prawdziwych pereł? — dodał Marlet.
— Głupstwa pleciecie obadwa — odpowiedział Ryszard, mówiąc z coraz większą trudnością; — te tysiąc franków wcale nie składają się z porcyj i litrów... Matka Bandu pożyczyła mi je na zapłatę długu, długu honorowego... długu karcianego... Przecież się jest człowiekiem honoru, co?... Ojciec Bandu o tém nie wie i to mnie nabawia djabelnego kłopotu!
— Jakim sposobem?
— Oto tak:.. — Matka Baudu — (ja się tak domyślam) — wzięła pieniądze ż posagu Stefci, odłożonego na stronę.
— Pchi! — rzekł Caperon. — A że do wesela nie-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/498
Ta strona została przepisana.