nie myśląc prawie o śnie, zamknęło oczy, aby go lepiej widzieć.
Pociąg stanął i dało się słyszeć wołanie:
— Verneuil?... Verneuil-Chaumes!...
Renata otworzyła oczy.
Przedział w którym siedziała, znajdował się naprzeciw zegaru stacyjnego.
Zegar ten wskazywał dziesięć minut na dziesiątą.
— Za dwie godziny. — rzekła Renata z uśmiechem, — ujrzę przyjaciela, który do mnie pisze w imieniu matki.
W chwili, gdy zegar z Verneuil-Chaumes wska*zywał dziesięć minut na dziesiątą, Jarrelonge kończył zaprzęgać klacz Paskala Lantier do powozu, stojącego w wozowni domu przy ulicy Tocanier.
Po ukończeniu tej roboty uwolniony więzień zarzucił na klacz derę, ubrał się w długi surdut z kołnierzem futrzanym, włożył kapelusz z kokardą, rękawiczki i udał się do pokoju sypialnego do Leopolda.
Ten zupełnie przeinaczył swoją osobę.
Miał on szpakowatą perukę, takież faworyty i okulary oprawne w złoto.
Ubranie jego składało się z czarnego garnitury zapiętego pod szyję, z kokardą oficera legii honorowej.