Fałszywy stangret, oględny w skutek nauk Leopolda, nie wjechał na plac stacyjny, lecz zatrzymał się na rogu ulicy Metz, naprzeciw stacyi dorożek, przed bramą jednego domu...
Zbieg z Troyes wysiadł.
— Dobrze — rzekł — czekaj tu na mnie...
— Ja, mein herr... odpowiedział powtórnie Jarrelongę z silnym akcentem niemieckim.
Leopold nacisnął kapelusz na oczy, zapalił cygaro i skierował się ku sali pasażerskiej, lecz nie przestąpił jej progu i przechadzając się w tę i ową stronę naprzeciw przystanku omnibusów kolejowych, czekał rozgorączkowany, z pomięszanym umysłem.
Wybiła jedenasta.
Lantier usłyszał gwizdanie, zapowiadające nadejście pociągu.
Zbliżył się do dzwi wchodowych i serce mu zaczęło bić gwałtownie.
Gromada osób przybyłych tak jak on na spotkanie podróżnych, cisnęła się u drzwi jeszcze zamkniętych.
Nagle półcień zamienił się w żywą jasność.
Powiększono gaz i drganie idącego pociągu wstrząsnęło żelaznemi oknami budynku stacyjnego.
Leopold stał za kratą zabezpieczającą zakurzone okno i przenikliwym wzrokiem badał kolejno ukazujących się pasażerów, którzy wychodzili z peronu.
Przez kilka sekund dręczył go niesłychany niepokój.
Otwarto drzwi.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/520
Ta strona została przepisana.