Było ono w istocie dla niej nierozwiązanem i gdyby nie zaślepienie, spowodowane nadmiarem, przywiązania dziecięcego, ta niepewna okoliczność przedewszystkiem powinna była obudzić jej nieufność.
Pociąg zatrzymał się w Pantin, ostatniej stacyi przed Paryżem.
— Jedenaście minut... — szepnęła Renata — jeszcze jedenaście minut... i będę przy tym, co na mnie czeka i co mnie zaprowadzi w objęcia matki.
Rozczulenie i wzruszenie wynikające w skutek tej myśli sprowadziły grube łzy do oczu młodej panienki i niejako ją obłąkały.
Od tej chwili zdawało się jej, że jest pogrążona w ciągłem marzeniu.
Usta jej powtarzały bezwiednie:
— Moja matka... — zobaczę swoją matkę... uściskam swoją matkę...
Pociąg stanął.
Zaczęto wołać:
— Paryż!... Paryż!...
Renata zadrżała jak człowiek nagle obudzony.
Marzenie zmieniło się w rzeczywistość.
Znowu zaczęła się zapytywać sama siebie:
— Kogóż zobaczę? — Jakże ten co na mnie czeka, będzie mógł mnie poznać?
Otwierano drzwiczki.
Dziewczę wysiadło z wagonu i poszło wraz z tłumem zmierzającym do drzwi wychodowych.
— Proszę o bilet... — rzekł oficyalista.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/523
Ta strona została przepisana.