i nieufność i być posłuszną, nie starając się niczego dociekać.
— Mój Boże!... — zawołało dziewczę — jakie to wszystko dziwne!...
— Zgadzasz się na to czegom od ciebie żądał?
— Jeżeli tego potrzeba...
Leopold wziął chustkę, złożył ją i z początku zdawał się zawiązywać oczy Renacie.
Ale nagle ją zsunął na usta i zacisnął silną ręką.
Renata wydała krzyk przytłumiony, zagłuszony w jej gardle przez jedwabną tkaninę i usiłowała uwolnić się od knebla.
— Nie ruszaj się bo zginiesz! — rzekł bandyta głosem cichym i surowym.
Dziewczę na pół uduszone czuło, że traci przytomność.
Powóz wjeżdżał na most Bercy.
Jarrelonge nagle się podniósł, aby spojrzeć w dal niespokojnie. — Usłyszał turkot powozu jadącego wybrzeżem i spostrzegł dwie latarnie, których światło błyszczało w nocy jak błędne ogniki.
Powóz ten pomimo ślizgawicy jechał szybko.
Leopold nic nie widział.
W tej chwili przetrząsał on kieszenie Renaty i zabierał z nich co napotkał.
Pomiędzy znalezionemi przedmiotami znajdował się i list.
Nagle powóz stanął.
— Prędko! — rzekł Jarrelonge stukając w szybę
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/532
Ta strona została przepisana.