— Utopienie lub co innego... — Poszukamy sposobu... nie trzeba się zbyt często powtarzać...
— Koniec końcem, trzeba będzie jeszcze kogoś sprzątnąć?...
— Tak jest.
Jarrelonge podrapał się w czoło.
— Czy jeszcze dużo będzie takiej roboty? — zapytał.
— Co cię to obchodzi, jeżeli ci za to zapłacą...
— Tak, ale cena była umówiona tylko za jedną, osobę...
— Bezwątpienia.
— Przecież przyznasz, żem się dobrze popisał; i żem sumiennie zapracował te pieniądze.
— Nie myślę ci zaprzeczać.
— Chyba nie będziesz zbyt wymagającym, a nawet wartoby, abyś dodał jaką gratyfikacyjkę... — Hę? co ty powiadasz?...
Leopold w milczeniu wyjął pugilares, który otworzył...
Z jednej kieszonki wydobył małą paczkę biletów bankowych.
Jarrelonge skamieniały na widok papierów Garata, wytrzeszczył oczy błyszczące pożądliwością.
Oparłszy łokcie na stole z podbródkiem w dłoniach, pożerał wzrokiem palce Leopolda, przebierając od niechcenia bilety bankowe.
— Wybacz! — rzekł. — Musi ci się dobrze powodzić, mój stary!
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/541
Ta strona została przepisana.