— Powiedziałem ci to, że to rzecz trudna...
— Jednakże, masz jakiś, pomysł?
— Pomysł marnoto prawda... Mam zamiar użyć sposobu, którego skutek wydoje mi się pewnym, ale koniecznie musisz mi pan dopomódz...
— Ja!
— Jak? — zawołał Paskal z rodzącą się niespokojnością.
— Wystaw sobie, kochany panie Lantier, że zanim wszedłem z tobą w interes, sądziłem, że mi wypada zasięgnąć o panu pewnych wiadomości... — Człowiek lubi wiedzieć z kim i dla kogo pracuje, czy nie tak?
— Zapewne... — odparł przedsiębierca z przymuszonym uśmiechem, — i cóż wynikło z tego śledztwa?...
— Wiadomości najkorzystniejsze... — Dowiedziałem się naprzykład, żeś się pan dawniej bardzo zajmował chemią...
— To prawda.
— I to jest rzecz ważna! — Powiedziano mi także, że za młodych lat posiadałeś pan szczególny talent do naśladowania cudzego, pisma.
— Paskal zarumienił się a po tem zbladł.
— O! co się tycze tego... — zaczął.
— Nie zapieraj się przez skromność!... — przerwał Leopold. — Ja jestem, pewny tego co mówię... — Nawet mi przytaczano fakt, dowodzący twojej, rzadkiej zdolności kaligraficznej... O! grzeszek bez następstw!... pewien rewers na pięćset franków napisany przez twego ojca, podpisany przez niego i przedsta-