ba, aby podpis znajdował się na drugiej stronie kartki...
— Paskal Lantier rozmyślał z ponurą miną i zmarszczonemi brwiami.
— O czemże, u djabła, myślisz, mój najdroższy? — rzekł Leopold.
— Myślę, — czy nie dosyć będzie tego — nagłówka drukowanego, aby przekonać Urszulę — i czy koniecznie potrzeba naśladować charakter i podpis notaryusza?
Leopold spojrzał swemu krewnemu w oczy.
— Na honor! — zawołał — możnaby myśleć, że się boisz!
— Przecież jest się czego bać... — Doprawdy! Wszak to fałszerstwo.
— Zapewne że fałszerstwo, ale w porównaniu z tem com ja zrobił i co mam zrobić robota, jaką ci narzucam jest drobnostką, mój najlepszy przyjacielu, prawdziwą drobnostką!... Ale tu nie ma co rezonować i spierać się, lecz trzeba działać... List musi być podpisany przez notaryusza i to tak dobrz, aby nikt, nawet on sam, nie mógł się wyprzeć podpisu...
— Do czegóż to posłuży?
— Jeszcze zarzuty!
— Są one sprawiedliwe.
— Raczej nierozsądne!
— Dowiedź mi tego.
— Do kroćset! — natychmiast! Pomyśl, że Urszula Sollier może znać pismo i podpis pana Auguy.
— To jest niepodobnem do prawdy.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/562
Ta strona została przepisana.