— Czy ci bez kwestyi oddano bagaż? — zapytał były więzień swego wspólnika.
— Bez najmniejszej — odpowiedział Jarrelonge. Zażądano dwudziestu centymów i koniec...
— Dobrze... zajrzyjmy co tam jest wewnątrz.
Zamek był zamknięty na dwa spusty, lecz wiemy że Leopold przetrząsając kieszenie dziewczęcia, znalazł kluczyk.
Otworzył walizę.
Było w niej tylko trochę bielizny i ubrania.
— Jakto! kosztowności nie ma! — zawołał Jarrelonge z widocznym zawodem.
— A cóżbyśmy z niemi zrobili gdyby i były? — zapytał Leopold wzruszając ramionami.
— No, sprzedalibyśmy.
— Nigdy, w życiu! — Tym sposobem ludzie się łapią! Kosztowności są dowodami oskarżającymi.
Plądrując po walizie, Leopold znalazł kilka listów.
Przeczytał je, uznał za nic nieznaczące i wrzucił w ogień.
Przegląd trwający nie dłużej niż dziesięć minut został ukończony.
— Co zrobimy z gałganami? — zapytał Jarrelonge.
— Spalimy je tak jak papiery...
— Szkoda... możnaby tem uszczęśliwić jaką ładną dziewczynę...
— Znasz ty jakiego pewnego passera?
— Znam, anioł nie człowiek... wzór passerów.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/564
Ta strona została przepisana.