Leopold wziął ją od niego.
— Doskonale! — rzekł — a teraz zmykam...
— Kiedyż się zobaczymy?
— Niedługo.
— Pamiętaj, że czekam niecierpliwie...
— Uspokoję cię, jak będę mógł najprędzej.
Przedsiębiorca odprowadził swego wspólnika aż do drzwi wchodowych.
Leopold spiesznie powrócił na ulicę Tocanier, gdzie Jarrelonge zajęty kuchnią czekał na niego.
Uwolniony więzień był uniwersalnym.
Po odbyciu praktyki u ojca stangreta, uczył się u stryja kucharza i dosyć zręcznie przygotowywał niewykwintny posiłek.
— Jak tam z obiadem? — rzekł Leopold.
— Pociecho mego serca, niedługo!... Podczas gdy ty zejdziesz do piwnicy, ja nakryję i podam. — Zrobiłem potrawkę cielęcą, po której sobie palce obliżesz... Przy tem zupa cebulowa z serem, kotlety wieprzowe z korniszonami, smażona ryba, ser i jabłka kanadyjskie... Widzisz, jak ja pamiętam o tobie!...
— Oddaję ci sprawiedliwość... Po obiedzie pomówimy o interesach.
— Czy będzie co do roboty?
— Tak... Ale nie przypal potrawki — rzekł Leopold śmiejąc się — i pośpieszaj...
W pięć minut wspólnicy zasiedli do uczty przygotowanej przez Jarrelonge’a, która nie pozostawiała, nic do życzenia.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/572
Ta strona została przepisana.