których wykonaniem mi groziła. — Co ona zrobiła? — Dokąd się udała? — Co się z nią stało?
Rozpacz Urszuli, a szczególniej wyraz jej twarzy i wzroku przestraszyły służącą.
Pani Sollier mówiła dalej:
— Oddaliła się! oddaliła! — I na stole lub na kominku nie ma żadnego listu?... ani słówka do mnie?
— Nie wiem... — Czy mam zobaczyć?
— Tak, zobacz!... zobacz!... Proszę cię, zobacz prędko!...
Tym razem dziewczyna w istocie była posłuszna.
Szukała i szperała jak mogła najlepiej.
Urszula z łóżka zawołała:
— Czy nic nie ma?
— Nic... proszę pani... nic!
— Nic! — powtórzyła biedna kobieta w rozpaczy. — Zatem uciekła odemnie!... Opuściła mnie, chorą, cierpiącą... i nawet mi odmówiła jałmużny swego pożegnania... — Czy ona nie ma serca?... I dziś w nocy, podczas mego pierwszego snu, przyprowadziła do skutku ten czyn szalony, postanowiony zapewne po naszej sprzeczce... — Mój Boże!... Mój Boże!... Okrutnie mnie doświadczasz!
Pani Sollier zakrywszy twarz rękami wybuchła, łkaniem.
Służąca zaczęła na seryo żałować, że się przyczyniła do ucieczki Renaty.
Fakt ten z żartobliwego zmienił się w poważny.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/576
Ta strona została przepisana.