Mamyż powiedzieć, że Urszula nie była szczery utrzymując, że niedoznawała żadnego niepokoju pod względem honoru swojej wychowanki?
W głębokiej i przerażającej ciemności która ją otaczała i w zupełnej niemożności uczynienia nawet przypuszczenia, mogącego się dać usprawiedliwić, zarówno drżała o honor Renaty, jak i o jej życie.
Nasuwała się pewność, że sidła zostały zastawione, ale jakie one były? — Przez kogo? — W jakim celu?...
Myśląc o tem wszystkiem Urszula drżała.
— Muszę jechać do Paryża... — mówiła do siebie. — Tam tylko mogę trafić na ślad Renaty... na jakąś wskazówkę, która mną pokieruje... — Jeżeli mi doktór sił nie powróci, dowiodę, że stała wola wszystko zastąpi.
W chwili gdy służąca kończyła opatrunek wszedł doktór.
— Spóźniony opatrunek... — szepnął, — to niezręczność, w chwili wizyty...
Pomrukując w taki sposób zaczął opatrywać nogę.
Nagle z widocznym gniewem zawołał:
— Otóż masz!... — Chodziłaś pani, lub przynajmniej próbowałaś chodzić!
Urszula zaczerwieniła się.
— Prawda, doktorze... — wyjąkała, — prawda, usiłowałam chodzić, i oddałabym życie, gdybym to mogła uczynić, lecz niestety! usiłowanie się nie powiodło... Nie mogłam stąpić chorą nogą...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/582
Ta strona została przepisana.