— Ale pani! powinnaś była wiedzieć, że próba ta będzie nadaremną!... — Następstwa takiej nieroztropności, mogły być straszliwe... — W jednej sekundzie zniszczyłaś skutki czterodniowej kuracji...
— Doktorze, muszę jechać do Paryża... — rzekła Urszula stałym tonem.
— Pani musisz tu pozostać... — odparł doktór sucho.
— Rób co chcesz, kochany doktorze! — odpowiedziała biedna kobieta, zalewając się łzami.
— A, pani, robiłem co mogłem, a pani zepsułaś wszystko! — Nie mogę pozwolić abyś pani wstała z łóżka... Zresztą nie możesz pani... — Mój obowiązek jako lekarza, nakazuje mi przeszkodzić temu, coby mogło twój stan pogorszyć! Będąc chorą, której kuracya mnie jest powierzoną, pani do mnie należysz! Ja odpowiadam przed swojem sumieniem za twoje życie... Ten hotel opuścisz pani dopiero po wyleczeniu i nikt, rozumiesz pani, nikt pani ztąd nie wypuści bez mego formalnego upoważnienia.
— Nawet gdyby szło o czyjeś życie lub honor?
— Tak, nawet w takim razie. Powiedz mi pani kogo masz do opiekowania się, do ocalenia, a jeżeli będzie potrzeba, ja zajmę twoje miejsce.
— Niestety! doktorze — odrzekła chora — jest to niepodobieństwem i nie mogę ci być posłuszną.
— I owszem!... — Próbuj pani choć krok postąpić!... — Tak samo ci się to nie uda dziś rano jak wczorajszego wieczoru.
— Jeżeli nie będę mogła iść, to mnie zaniosą.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/583
Ta strona została przepisana.