zwalam sobie panią tak nagle budzić, to dla tego, że przynoszę nowiny od panny Renaty...
Imię to wywarło skutek natychmiastowy.
Urszula niby zgalwanizowana usiadła na łóżku i otworzyła nadmiernie oczy.
— Renata... Renata... — szepnęła drżącym głosem — kto mówi o Renacie?
— Ja pani... i oto jest ktoś, co pani przynosi list z Paryża.
Sprawdzając od pierwszego rzutu oka stan chorej, człowiek w kaszkiecie z galonem zmarszczył usta i brwi, mówiąc z cicha do siebie:
— Do licha!... stan jej daleko jest gorszy niż myślałem! — Jakim u djabła sposobem zdołam wpakować tę starą waryatkę do oddzielnego przedziału?...
— Wyraz Paryż, dokonał tego niejako otrzeźwienia pani Sollier, jakie na niej wywarło skutek imię Renaty.
— Z Paryża... z Paryża... — powtórzyła niosąc machinalnie obie ręce do czoła, jak gdyby dla skupienia swych myśli i wspomnień. — List z Paryża!... — Ltóż mi go przynosi?
Nieznajomy się zbliżył.
— To ja, proszę pani... — rzekł:
Urszula zwróciła wzrok na nowo-przybyłego.
Ten rzucił wymowne spojrzenie na gospodarza, który natychmiast rzekł:
— Zostawiam państwa samych.
I wyszedł rozkazawszy służącej iść za sobą.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/589
Ta strona została przepisana.