— Niech się pani o to nie troszczyć. Panna Renata (ponieważ młodej panience tak na imię) — opisała memu panu stan zdrowia pani... Wszystko jest przewidziane... Stacya leży obok hotelu, a ja jestem niezwykle silny... Podejmuję się zanieść panią do przedziału w wagonie, który wynająłem cały, abyś się pani mogła położyć... Przybywszy do Paryża, znowu panią zaniosę do powozu, który ją zawiezie na ulicę Piramid, gdzie panna Renata we łzach oczekuje na przebaczenie pani.
Gdyby w umyśle Urszuli istniało jakie wahanie, to te ostatnie wyrazy z pewnością by je rozproszyło.
— Kiedyż mamy wyjechać? — zapytała stanowczo...
— Dzisiejszego wieczora, pociągiem odchodzącym o pięć minut po ósmej.
— Pojedziemy... Nikt w świecie nie jest w stanie mnie wstrzymać...
— Mój pan naj przód był przekonany, że pani nic w świecie nie przeszkodzi do wykonania obowiązku...
— Która teraz godzina?
— Piąta...
— Siadaj pan, zaraz wydam odpowiednie polecenia.
Mniemany służący zasiadł przed kominkiem.
Pani Sollier pociągnęła za sznurek dzwonka, który miała pod ręką.
Biedna kobieta zupełnie się zmieniła.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/594
Ta strona została przepisana.