chce, to do niej należy... Jak mi wyraźnie oświadczyła, nikt nie ma prawa przeszkodzić jej, aby sobie uczyniła źle, jeżeli jej się tak podoba.
I wrócił do domu.
Urszula aż do piątej, to jest do chwili podania obiadu, nie przestawała wypytywać mniemanego służącego o Renatę.
Ten odpowiadał bardzo krótko i najczęściej zasłaniał się najzupełniejszą nieświadomością, którą pani Sollier znajdowała bardzo naturalną, myśląc, że pan Auguy wysłańcowi swemu nie uczynił żadnego ważniejszego zwierzenia.
Obiad spożyto na prędce.
Gospodarz przysłał rachunek, odebrał pieniądze, poczem służąca zapakowała i zamknęła walizy, których klucze Urszula powierzyła nieznajomemu, do użytku przy rewizy i akcyznej, w chwili przybycia do Paryża.
Garson przyszedł po walizy i zaniósł je na kolej.
Tymczasem służąca ubierała ciepło panią Sollier, która z trudnym do uwierzenia wysiłkiem woli, znalazła sposób, używając mebli za punkt oparcia, dojścia bez wielkiego bólu do kanapy stojącej w rogu pokoju.
Wskazówki zegara pokazywały trzy kwandranse na ósmą.
Człowiek w ubraniu z galonami wszedł.
— Czas udać się na stacyę... — rzekł.
— Jestem gotowa... — odpowiedziała Urszula.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/597
Ta strona została przepisana.