I zostawiwszy otwartą gazetę „Journal de l’Aube“ na biurku, znikł za drzwiami.
W trzy minuty powrócił, trzymając w ręku zwitek papierów.
— Trzeba trochę zaczekać, — rzekł. Pan sędzia kończy pilną robotę.
— Dobrze... zaczekamy...
— Proszę wziąść gazetę dla zabicia czasu.
— No, a pan?
— O! ja mam papiery do przepisania na czysto. Nie rób pan sobie subiekcyi...
— Dziękuję.
Żandarm zaczął czytać.
Przez kilka chwil panowało głębokie milczenie; nie było nic słychać, tylko skrzyp żelaznego pióra urzędnika po papierze rządowym.
Leopold Lantier rozmyślał spuściwszy głowę.
— Patrzcie! — odezwał się nagle czytający, — nasz deputowany zachorował...
— Który? — zapytał jego towarzysz.
— Ten co był wybrany na ostatnich wyborach w okręgu Romilly.
— Inżenier, który powrócił z Ameryki?
— Tak jest.
— Pan Robert Vallerand?
— On sam.
Słysząc słowa: „inżenier, który powrócił z Ameryki“ i to nazwisko „Robert Vallerand“, Lantier nagle podniósł głowę a blask jego oczu się podwoił; nadstawił ucha.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/60
Ta strona została przepisana.