— Zatem — co zrobić?
— Nade mną mieszka jeden mój przyjaciel, student medycyny... — Jest to dzielny chłopak, bardzo zdolny, który nam dopomoże z całem poświęcęniem... Zajmij się przez chwilę tem biednem dziewczęciem... Ja każę otworzyć bramę i zapłacę stangreta.
— Musi nam pożyczyć jednej latarni dla wejścia na schody... — rzekł Wiktor.
Stangret usłyszał.
— Oto jest... — rzekł wyjmując latarnię i podając ją Pawłowi. — Jestem gotów do usług... — Poczekam na panów... — Najprzód co najpilniejsze. Trzeba się stosować do okoliczności i dopomagać bliźniemu o ile można, czy tak?... Potrzebując z kolei przysługi, człowiek jest bardzo rad ze spotkania kogoś poczciwego, który jej nie odmawia.
Paweł wyrzekł kilka słów podziękowania, przebiegł chodnik i gwałtownie zadzwonił.
Otworzono drzwi, Wiktor trzymał Renatę ciągle nieprzytomną.
Przeszedł sień i wstąpił na schody.
Student prawa niosąc w drżącem ręku latarnię, oświecał mu drogę.
Przybywszy do mieszkania wydobył klucz potworzył drzwi.
— Do mego pokoju... na moje łóżko... — rzekł do Wiktora.
Podmajstrzy był posłusznym.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/606
Ta strona została przepisana.