Gdy się potoczyła w śnieg z wybitą ręką w ramieniu, była już na pół umarłą, a krew płynęła obficie z rany, jaką otrzymała w głowę.
Pociąg przebiegł po wiadukcie.
Wtedy nastąpiło coś szczególnego.
Pagórek śnieżysty znajdujący się wzdłuż parapetu wiaduktu, nagle się poruszył, podniósł i przybrał ludzką postać.
Był to człowiek przemarznięty aż do szpiku, który skulony czekał tam od dziesięciu minut i który był tak śniegiem przykryty, że go krył całkowicie.
Człowiek ten otrząsnąwszy się kilkakrotnie, aby przywrócić zdrętwiałym członkom cyrkulacyę krwi, udał się drogą, po której przebiegł pociąg.
Przybywszy na środek wiaduktu, zatrzymał się i schylił na dół.
Znajdował się przy ciele, a raczej przy trupie Urszuli.
— No! — rzek — Jarrelonge dobrze się spisał... Otóż jesteśmy panami położenia. Teraz idzie tylko o odszukanie listu notaryusza, oraz listu pisanego przez nieboszczyka Roberta Valierand do tego zacnego urzędnika... Papiery te, z któremi zapewne nie chciała się rozstać, ona musi mieć przy sobie... Ale nie trzeba zawadzać na drodze... Pociąg nie będzie wcześniej przechodził jak za pięćdziesiąt minut. Mam więcej czasu niż mi potrzeba...
Pochwyciwszy ciało zdrętwiałe od zimna, podniósł je, poniósł wzdłuż parapetu i zaczął starannie
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/630
Ta strona została przepisana.