— Dokąd? — zapytał urzędnik.
— Reuilly... druga klasa...
— Proszę...
Drzwi od sali pasażerskiej otwarto na oścież.
Jakiś głos zawołał:
— Panowie podróżni do Paryża... proszę wsiadać!
— Przechodząc około Jarrelonge’a Leopold rzekł zcicha do niego.
— Nie siadaj ze mną... — Znajdziemy się tam....
I wyszedł na peron.
Pociąg właśnie zatrzymywał się na stacyi.
Złoczyńcy wsiedli do oddzielnych przedziałów.
W Reuilly wysiedli, wyszli z gmachu nie mówiąc do siebie ani słowa i idąc o dwadzieścia kroków od siebie, udali się ku bulwarowi.
Tam dopiero zbliżyli się do siebie.
— A więc?... — zapytał ciekawie Jarrelonge.
— Śliczna robota... — odpowiedział Leopold. — Ale zamknij gębę... — pomówimy w domu przy wieczerzy.
W kilka minut, siedzieli przy stole w pawilonie przy ulicy Tocanier, naprzeciw siebie, przy dobrym ogniu zawczasu przygotowanym.
Jarrelonge zrzucił obszerne ubranie zwierzchnie, kryjące jego liberyę służącego z dobrego domu.
— Obrewidowałeś dobrze tę zacną damę? — zapytał.
— Z wielkiem staraniem, wierz mi, proszę.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/633
Ta strona została przepisana.