Tzeba się będzie bez nich obejść... Tem gorzej, i dla kuzyna Paskala jeżeli się znajdą gdy odbierzemy pieniądze... Valta będzie daleko...
Jarrelonge umierał z chęci wypytywania go, lecz jego wspólnik mu imponował, — zresztą przypomniał sobie odpowiedź poprzedzającej nocy i wstrzymał się od niedelikatnego wypytywania.
Wychodzę... — rzekł były więzień biorąc kapelusz.
— Wrócisz na śniadanie?
— Tak jest... Nieobecność moja niepotrwa długo... Rozbij kufer i spal jego szczątki. — Co się tycze łachów, weź je sobie i niech jak najprędzej znikną...
— Bądź spokojny.
— Śniadanie punkt o jedenastej.
— Panie pryncypale, może pan ułoży jadłospis? rzekł Jarrelonge ze śmiechem.
— Nie potrzeba. Daję ci nieograniczoną swobodę.
— No, to będziesz ze mnie zadowolony.
Leopold wyszedł i udał się drogą do mieszkania przedsiębiercy.
Paskal umierał Z niecierpliwości.
Było już blizko w pół do dziesiątej, a Valta nie ukazał się jeszcze, jakkolwiek obiecał mu bardzo wcześnie przynieść ów sławny list, który mu miał oddać w ręce miliony nieboszczyka Roberta Vallerand, miliony, które jak mniemał, były złożone w depozycie u notaryusza z ulicy Piramid.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/643
Ta strona została przepisana.