Niepokój Paskala i jego niecierpliwość była dziś jeszcze większa niż ta, którą doznawał w dzień zabójstwa Renaty.
Pierwsza zbrodnia przygotowywała drogę.
Udanie się drugiej zapewniało nędznikowi majątek.
A Valta nie przybywał.
Czy ten człowiek który go przestraszał, czy ten człowiek zdolny do wszystkiego, dostawszy raz list w ręce, nie będzie usiłował sam użyć takowego dla przywłaszczenia sobie spadku?
Wszystko było moźliwem.
Podobne myśli sprowadzały zimny pot na czoła przedsiębiorcy.
Nagle zabrzmiał brzęk dzwonka.
Paskal pobiegł do okna.
Służący otwierał.
— Nareszcie! — pomyślał — Lantier z westchnieniem ulgi.
Poznał swego wspólnika.
Upłynęło kilka sekund, gdy zapukano zcicha do drzwi.
— Pójdź... pójdź prędko!... — rzekł Lantier wychodząc na jego spotkanie. — Stóję jak na żarzących węglach... nie wiem czego się spodziewać... umieram z niespokojności.
— Spokojnie! spokojnie!... — odparł zbieg z więzienia biorąc krzesło. Jak najwięcej spokoju i zimnej krwi, kochany panie... — Tych nam potrzeba obudwom jak najwięcej.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/644
Ta strona została przepisana.