pilnych interesów i przepraszam, że nie mogę dłużej i prowadzić rozmowy, nieprowadzącej odtąd do żadnego celu.
Paskal zlekka się ukłonił i skierował ku drzwiom, jak gdyby chciał wskazać drogę swemu gościowi.
Ten siedząc ciągle z uśmiechem, założył nogę na nogę.
— Doprawdy, panie Lantier — rzekł — napróżno jesteś łotrem di primo cartelle, nie jesteś silnym!
— No, dosyć tego! — rzekł rozkazująco Paskal.
— Tak, zapewne, dosyć tego, nawet zanadto wiele słuchania pańskich bredni. W perspektywie są miliony i ja chcę abyś je miał, bo chcę mieć w nich udział... Pan wyrzekasz się, zgoda!... Ale ja się nie wyrzekam. — A! pan mnie nie znasz... To słuszne!... Przepraszam po tysiąc razy!... Powinienem był przychodząc tu po raz pierwszy, wymienić swój stan i nazwisko... Zaniedbałem tego uczynić... Jest to błąd, lecz błąd do naprawienia.
— A! co mnie to obchodzi.
— Więcej niż mniemasz... — Czekaj no chwilkę... zaraz się zainteresujesz... — Powiedziałem ci że się nazywam Valta i tyś mi uwierzył...
— Zapewne...
— Nazwisko jest ładne, ale ponieważ nie żądałeś ani metryki ani poświadczenia tożsamości osoby, ani nawet wyciągu z akt sądowych, mogło być żem ci się przedstawił pod pseudonimem...
— Cóż mnie to obchodzi? — zawołał Paskal z gestem znudzenia.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/655
Ta strona została przepisana.