że masz do czynienia z biedakiem, zbyt dobrze zapłaconym kilkoma biletami tysiąc frankowemi, od którego mógłbyś się bez trudu uwolnić przybierając względem niego ton bardzo wysoki... Zamiast tego, znajdujesz się w obec bardzo przebiegłego krewniaczka, który cię trzyma i o tem przekonywa... — Czu — jesz, się skrępowanym,, co cię rozstraja.... Boisz się mnie... A więc! boisz się niesłusznie... ze mnie dobry chłopak, nieobraźliwy, zapominam o wszystkiem... podajmy sobie ręce...
Nędznik powiedział prawdę. Paskal czuł się pod jego władzą.
Machinalnie wyciągnął rękę.
— Wybornie! — zawołał Leopold — doskonała zgodą! Widzisz, nie ma jak między familią. Żadnych umów pomiędzy nami... Odtąd będziemy iść zgodnie jak rzezimieszki na jarmarku... Nam trzeba milionów wujaszka Vallerand’a... Będziemy je mieli.
— Co czynić? — szepnął przedsiębiorca.
— Nie śpieszyć się... Nie popełniać żadnej nieroztropności... Nie dawać żadnego życia aż do zdjęcia pieczęci w zamku Viry-sur-Seine... Zobaczymy potem co wypadnie czynić... Wszak możesz poczekać aż do tego czasu bez wywrócenia koziołka?
— Tak, byleby hrabia de Terrys nie umarł...
— Tem się nie kłopocz; jeżeli umrze ja zajmę się jego spadkobierczynią...
— Nie obawiasz się Małgorzaty Bertin?
— Czemużbym się jej miał obawiać? — Co ta kobieta może? Szuka swojej córki, która już nie żyje.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/659
Ta strona została przepisana.