Już się nieopierał pokusie, nie wahał, — chciał wiedzieć co się znajdowało w znalezionym woreczku.
Minąwszy rzędy wagonów, przeszedł kilkaset kroków linią i wszedł do wagonu bydlęcego.
Tam usiadł w kuczki, postawił przy sobie latanię i narządzia i usiłował odgadnąć, jak się woreczek otwiera, bez uszkodzenia klamerki.
Nie mógł odgadnąć sekretu który nie istniał: woreczek był zamknięty na klucz, ale zameczek był słaby. Jedno uderzenie młota było dostateczne do jego rozbicia; rozwarły się jego czarne boki.
Belgijczyk włożył rękę w otwór.
Pod palcami uczuł szelest miękkiego papieru, obwiniętego w dosyć cienką tkaninę.
Wydostał paczkę i rozwinął.
Nagle oczy jego przybrały straszliwy wyraz chciwości.
Ujrzał w batystowej chustce kawałki papieru na pół przezroczystego, z niebieskiemi winietami.
— Bilety bankowe! — rzekł głosem stłumionym przez wzruszenie. — Prawdziwe bilety bankowe!... Ile ich jest?
Gorączkowemi rękoma rozłożył je dla przeliczenia.
Było ich dziewięć.
— Dziewięć! — mówił dalej belgijczyk upojony radością, — dziewięć i wszystkie po tysiąc franków... a! to mi się podobał... Dziewięć tysięcy frankowi i ja bym to miał odnieść do kancelaryi zawiadowcy!... — A! godferdam! to byłoby zbyt głupio!...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/663
Ta strona została przepisana.