Robotnik, którego sposobność czyniła złodziejem, schował bilety bankowe do kieszeni, a chustkę do woreczka.
— Doskonale schowane!... — szepnął ze śmiechem. — Co się tycze woreczka, idąc do domu, rzucę go na ulicy, na kupę śniegu.
Ukrył woreczek pod kupą słomy leżącą w kącie wagonu, która miała być nazajutrz spaloną, poczem po wrócił do pracy.
Na dworzec o trzeciej rano przybywał pociąg.
Po obejrzeniu kół i osi tego pociągu, belgijczyk kończył swoje zajęcie i mógł powrócić do domu.
Tej nocy śpieszył się więcej niż zwykle, i odbył przegląd maźnic bardzo powierzchownie.
W dziesięć minut po trzeciej uwolnił się od swoich narzędzi i latarni i udał się po ciemku do wagonu bydlęcego w którym popełnił przestępstwo.
Wydostał woreczek, znowu go ukrył pod kurtką wyszedł ze stacyi i udał się ku mieszkaniu położonemu przy ulicy des Recollets.
Uliczka ta zwykle mało uczęszczana i na końcu której, od strony przedmieścia świętego Marcina znajduje się szpital wojskowy, była zupełnie pustą, gdy robotnik kolejowy wszedł na nią.
Mieszkał on w małym hoteliku leżącym na drugim końcu ulicy, blizko kanału.
Przy każdym z chodników leżały ogromne kupy śniegu zgarnięte, aby oczyścić środek ulicy. Padające bezustannie grube płaty, powiększały ich objętość.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/664
Ta strona została przepisana.