Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/674

Ta strona została przepisana.

— Na miesiąc lub sześć tygodni prawie...
Małgorzata oparła głowę o poręcz fotelu, na którym siedziała i na chwilę zamknęła oczy.
Rozmyślała.
— Czy pani zmęczona? — zapytał Jovelet.
— Wcale nie... — odparła. — Owszem, czuję się bardzo silną.
Poczem zwracając się do Klaudyusza mówiła dalej.
— Czy pani Urszula była tutaj w czasie przyłożenia pieczęci?
— Była, proszę pani.
— Jakże się to stało, że nie ona została mianowaną dozorczynią, skoro wiedziano że posiada całkowite zaufanie nieboszczyka pana Vallerand?
— Oświadczyła sędziemu pokoju, że ma zamiar natychmiast wyjechać do familii.
— To kłamstwo — pomyślała wdowa; potem dodała głośno: — Więc pani Urszulą ma rodzinę?
— Zdaje się.
— Czy nie wiecie zkąd ona pochodzi?
— Nie pani.
— Kiedyż wyjechała?
— Tego samego wieczora gdy przyłożono pieczęcie... Odwieziono ją powozem do Romilly, na kolej żelazną...
— I nie otrzymaliście od niej żadnego listu?
— Żadnego... Nawet nas to trochę zadziwia.
— Czy tłomoki są zamknięte?
— Naturalnie, proszę pani.