tku wakacji i zabierała ją w podróż po Francyi, za granicą.
Małgorzata uczuła takie bicie serca, że omało jej pierś nie pękła.
Żywo drżącym głosem zapytała.
— Czy ta panienka była na pensyi w mieście?
— Tak jest, pani...
— U kogo?...
— U pani Lhermitte, ochmistrzyni znanej z najlepszej strony, której zakład znajduje się po drugiej stronie ulicy, naprzeciw mego hotelu... Z tych okien mogłabyś go pani zobaczyć.
Głębokie, nieopisane wzruszenie, opanowało nagle całą panią Bertin. Dusza jej przepełnioną została niezmierną radością.
Nareszcie dosięgała tego celu tak gorąco pożądanego, tak niecierpliwie wyglądanego!
— Renata jest tam!... — zawołała zbliżając się do okna, z którego można było widzieć ogród pensyi. — Tam... tak blizko odemnie!... Ach! nie nadaremnie miałam nadzieję!... — Wiedziałam dobrze, że Bóg się nademną zlituje i doprowadzi mnie do Renaty.
Obfite łzy płynęły po jej twarzy, lecz ta jaśniała radością.
— Jovelet — mówiła zwracając się do intendenta, który był świadkiem tej sceny, — chciałabym ją jak najprędzej zobaczyć... pochwycić w swoje objęcia, przycisnąć do serca!... Przy twojej pomocy, będę miała siłę zajść do pani Lhermitte... — Pójdź...
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/681
Ta strona została przepisana.