— Dokąd że ją uprowadziła?... — zapytała gwałtownie wdowa. — Czy pani wiesz dokąd ona ją uprowadziła?
— Do Paryża.
— Do Paryża?... Tak, to musiało nastąpić.... Tam był cel podróży zlecony przez list, którego adres dojrzałam... Do Paryża... do notaryusza!... Tam powinna byłam pośpieszyć. Po tylu nadziejach napotkać taki zawód!... Ach! Bóg mnie ciężko dotyka!
Małgorzata traciła oddech.
Łkanie podobne do chrapania wydobywało się z jej nieznośnej piersi. Załamywała ręce.
Na znak Joveleta gospodyni hotelu wyszła drżąc cała.
— Pani — rzekł wtedy intendent — błagam cię, bądź spokojną! Pomyśl żeś przebyła ciężką chorobę i teraz jeszcze jesteś osłabioną... Pamiętaj że pani potrzeba siły i odwagi dla doprowadzenia rozpoczętego dzieła do pomyślnego rezultatu.
Te kilka wyrazów wywarły skutek natychmiastowy.
Biedna kobieta rozpaczy swej nakazała milczenie i powstrzymała łkanie.
— Tak, masz słuszność... — rzekła — trzeba siły i odwagi... Będę je miała...
— Co pani postanawia?
— Wracamy do Paryża.
— Kiedy?
— Jeszcze dzisiaj, pierwszym pociągiem.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/683
Ta strona została przepisana.