— Czy pani sadzisz iż go znasz? — zapytał Marechal.
Dziewczę potrząsło przecząco głową.
— A gdybyś go jednak znała?... — mówił dalej lekarz.
— Najszczęśliwszą bym była, gdybym go mogła ujrzeć...
— I zapanowałabyś nad swojem wzruszeniem?...
— Byłabym tak spokojna jak w obecnej chwili.
— Doprawdy?
— Zaręczam panu!...
— W takim razie ryzykuję... — rzekł doktór. — Kochany Pawle — dodał głośniej — pójdźże po należne ci podziękowanie...
Student prawa nie utracił ani wyrazu z rozmowy Marechala i Renaty.
Z ręką przyciśniętą do lewej strony piersi dla powstrzymania bicia swego serca, czekał rozgorączkowany, aby mu doktor pozwolił wejść.
Niedawszy mu czasu dokończyć wezwania otworzył całkiem drzwi i poskoczył do łóżka.
Nim przebył trzy czwarte drogi zatrzymał się drżąc, miotany straszliwym niepokojem.
Renata go poznała.
Wyciągnęła do niego obie ręce, wydając słaby okrzyk radości.
Ale wstrząśnięcie było zbyt gwałtownem dla dziewczęcia.
Głowa jej opadła w tył, oczy znowu się zamknęły... Powtórnie straciła przytomność.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/696
Ta strona została przepisana.