— Mój Boże... — zawołał Paweł przerażony. — Mój Boże! zabiliśmy ją!
— Nie obawiaj się, nic ważnego... — odpowiedział lekarz. — To proste zemdlenie i to lekkie... Za chwilę panna Renata powróci do przytomności... Pozostań przy niej... Do ciebie należy ją wypytać... Ona zapewne ci wszystko powie co ci potrzeba wiedzieć... Ja zapiszę receptę, a nasza jasnowłosa siostra miłosierdzia rączy się pofatygować do apteki...
— Natychmiast, doktorze....
I studentka wyprowadziła obudwu mężczyzn do przyległego pokoju, drzwi od którego zamknęła za sobą.
Paweł Lantier usiadł w głowach łóżka.
Jeszcze drżący, ujął Renatę za rękę.
Pomimo omdlenia, które zresztą zaczęło przemijać, dziewczę otrzymało wstrząśnienie elektryczne w samo serce.
Podniosła zwolna wzrok i spotkała się ze spojrzeniem Pawła.
Objęta dziewiczym wstydem, odebrała zwolna rękę, pociągnęła aż po szyję grubą kołdrę i wyszeptała niepewnym głosem, akcentem wzruszającym duszę i serce studenta:
— Więc to panu jam winną życie!...
— Tak, mnie, pani, mnie którym się prawie nie spodziewał jej ujrzeć znowu...
— Mnie ujrzeć znowu? — powtarzała z naiwną nieszczerością, gdyż doskonale wiedziała czego się trzymać. — Więc mnie pan znałeś?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/697
Ta strona została przepisana.