Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/699

Ta strona została przepisana.

Na to przypomnienie przeszłości, córka Małgorzaty zadrżała na całem ciele.
— Przypominam sobie... przypominam... — rzekła. — Ten człowiek... ten nędznik, który utrzymywał że mnie wiezie do matki...
— Do matki! — zawołał Paweł. — Czyś ją odnalazła?
Renatą spojrzała na studenta z osłupieniem.
— Zkąd pan wiesz?... — zapytała.
— Wiem że twoje urodzenie otoczone jest tajemnicą... — odparł młodzieniec; — wiem że od ośmnastu lat wychowywano cię zdała od twoich... ukrytą przed wzrokiem wszystkich, widującą tylko nieznajomego, o którym mówiono, że był twoim opiekunem, tylko kobietę, która odwiedzała cię ze strony owego nieznajomego... — Wiem, żeś miała samo tylko imię Renaty i żeś nie znała swego nazwiska... Wiem także żeś przed kilku dniami opuściła pensyę pani Lhermitte w towarzystwie wysłanniczki twego opiekuna, o którego śmierci jednocześnie zostałaś zawiadomioną, ale moje wiadomości na tem się kończą. Wspominasz o człowieku, który cię miał zaprowadzić do matki... Kto on był? Zkąd przybywał? Gdzieś go spotkała?...
Zadziwienie Renaty wzrastało.
Nie mogła pojąć, aby jej zbawca był tak dobrze poinformowanym o rzeczach, które jak sądziła, nikomu nie były znane.
— Zanim panu odpowiem — rzekła — chciałabym się dowiedzieć, jak się pan dowiedziałeś o dziwnej tajemnicy wśród której wzrosłam?...