Renata zebrała myśli i po upływie, kilku sekund powtórzyła list co do słowa.
Paweł słuchając drżał z przestrachu.
— To przerażające! — zawołał, gdy skończyła. — Odwoływać się do najsłodszych uczuć, do najświętszych skłonności, aby cię zgubić! I ten mniemany przyjaciel twojej matki czekał na dworcu kolei wschodniej. Chciał cię zadusić w powozie!... Zabierał swój swój list i będąc pewnym, że nie zostawia za sobą dotykalnego dowodu swej zbrodni, rzucił cię żywą z mostu Bercy. Ale któż jest ten nędznik i dla czego on jest twoim nieprzyjacielem?
— Nikomu w świecie nie zrobiłam nie złego... — szepnęła Renata. — Jakże mogłam mieć nieprzyjaciół?
— Czyś pani widziała już kiedy tego zbrodniarza?
— Nigdy... jestem pewna... a jednak... Dźwięk jego głosu nie zdawał się obcym... — Zdawało mi się, i żem go już gdzieś słyszała.
— Gdzie?... w jakiej okoliczności?...
— Nie wiem... napróżno sobie przypominam... nie pamiętam...
— Co ci powiedział ten człowiek spotykając na dworcu? — zaczął znowu Paweł Lantier.
— Że mnie miał zawieźć do matki... — odpowiedziała Renata.