Pismo pokrywała około siedmiu ósmych częścią tych stronnic.
Hrabią napisał ostatni wiersz, położył pióro na biurze i przechylił się w fotelu z twarzą zmienioną i pokrytą kropelkami potu na skroniach.
— No — szepnął głuchym głosem — tym razem już koniec... Nawet już nie mam siły utrzymać pióra... Wzrok mi się ćmi — myśl się mięsza... dusza słabnie jednocześnie z ciałem... Stanowczo już koniec.
Przez kilka chwil oddychał w milczeniu lecz z wysiłkiem; potem prostując się znowu, nachylił się nad otwartą książką i mówił dalej:
— Ach! mój Boże, cóż to zresztą szkodzi? Moja córka będzie wolną... bogatą... szczęśliwą... Ja dosyć żyłem, odchodzę, i dobrzem uczynił pisząc o tem, myśl czego podsunął mi Paskal Lantier swojem przerażającem opowiadaniem... Tu...
Hrabia przewrócił kolejno kilkanaście kartek książki i zatrzymał się na stronnicy której wiersze były oznaczone cudzysłowem.
— Tu opisałem przejścia mojej dziwnej choroby... — mówił dalej. — Tu opisałem jeszcze dziwniejszą kuracyę, dzięki której tak długo walczyłem ze śmiercią.
„Jeżeliby kiedy, nie daj Boże, oskarżano kogo o otrucie mnie, to znajdzie się dowód, że oskarżenie to, jakkolwiek prawdopodobne, jest fałszywem...
Mówiąc poprzedzające słowa, pan de Terrys wskazywał palcem na pismo skreślone czerwonym atramentem.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/712
Ta strona została przepisana.