książkę na pęku papierów urzędowych i wziął słoik deszcze do połowy napełniany proszkiem krotalowym.
Wiemy już, że na srebrnej tacy umieszczonej na stoliku, stała karafka pełna wody i szklanka.
Hrabia wrzucił w tę karafkę szczyptę proszku, mówiąc zcicha:
— Jeszcze kilka godzin... potrzeba tego...
Nalawszy wody do straszliwego lekarstwa, poruszył flanką aby dobrze zamięszać i wypił powoli, że tak powiemy, po kropli.
Wtedy nieruchomy, z podniesioną głową, z plecami wspartemi o fotel, czekał na ukazanie się skutku.
Upłynęło trzy minuty, jak w ów dzień gdy pan de Terrys przy Paskalu zażywał lekarstwo indyjskie.
Po upływie tego czasu twarz jego się skrzywiła.
Członki zesztywniały.
Oczy stały się nieruchome.
Ale te symptomata nie objawiły się ze zwykłą siłą.
Nagle twarz się zaczerwieniła i z ciemno-czerwonej stała się fioletową.
Zdawało się, że w wyczerpanym organizmie zachodzi jakieś wzburzenie.
Pan de Terrys nagle się podniósł i podniósł obiedwie ręce do piersi, z których wydobywało się chrypienie podobne do świstu płazu, następnie upadł na fotel z głową odrzuconą w tył, ze zwisłemi rękoma.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/714
Ta strona została przepisana.