Chrypienie ustała.
Konwulsyjne drgania piersi i zwolniały i zatrzymały się zupełnie.
Hrabia z przewróconemi oczyma i otwartemi usty zostawał bez ruchu. Umarł.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W pałacu de Terrys jadano śniadanie regularnie o wpół do dwunastej.
Starzec, który oddawna nie opuszczał swego gabinetu lub sypialni, zwykle czekał z posiłkiem chwili, w której jego córka u dawała się do sali jadalnej.
Pół do dwunastej wybiło, gdy kamerdyner miał wejść jak zwykle do swego pana po rozkazy.
Minął pokój sypialny, poprzedzający gabinet do pracy i zapukał zlekka dwa razy do drzwi.
Nie odbierając żadnej odpowiedzi zapukał mocniej.
Toż samo milczenie.
Objął go niepokój.
Zakręcił klamkę i wszedł.
Biurko podwyższone przez pulpit na papiery, zasłaniały odedrzwi część gabinetu.
Służący zbliżył się, aby się zapewnić, że hrabia znajduje się przy biurku.
Postąpiwszy kilka kroków, zatrzymał się blady i drżący, ujrzawszy swego pana w opisanej przez nas postawie.