— Ależ to romans, co ty mówisz...
— Nie, to bojaźń.
— Zatém ty mniemasz, że ten człowiek jest zbrodniarzem?
— Nic nie mniemam... nie wiem... boję się, ot i wszystko.
— No, on na mnie wcale nie wywiera podobnego wpływu. On jest ofiarą nie zaś winowajcą, jestem o tém przekonaną... Głos jego wzruszył mnie... Jeszcze mi się zdaje, że słyszę jego rozczulające wyrazy...
— Wyrazy może obłudne... — przerwała Renata.
— Ty o wszystkiém wątpisz! — odparła Paulina prawie rozgniewana. — Ty masz oschłe serce!
— O! moja droga, jak ty źle mówisz... — wyszeptała smutnym głosem blondynka. — Nie, serce moje nie jest oschłe! Cierpi ono okrutnie na myśl, że jestem na świecie sama, sierota, nieznająca nawet imienia matki... a jednak, Bogu wiadomo jak ja pragnę przywiązania!... — Tyś moją jedyną przyjaciółką, kocham cię z całych sił i oddałabym życie, jeżeliby było potrzeba, aby ci tego dowieść...
— Nigdym o tém nie wątpiła, przysięgam ci! — zawołała brunetka wzruszona; — powiedziałam rzecz głupią i okrutną, o której nie myśłałam... — Żałuję tego z całego serca... Przebacz mi... przebacz...
I Paulina ze łzami w oczach pochwyciła Renatę w objęcia i okryła jéj twarz pocałunkami pytając:
— Czy mi przebaczasz?
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/72
Ta strona została przepisana.