— Wytłómacz się, bez ceregielów, bez ogródki, bo dręczysz mnie od pięciu minut. Jakaż to jest nowina?...
— Twój przyjeciel hrabia de Terrys umarł... — rzekł Paweł nagle.
Komin walący się na głowę entreprenera nie byłby go więcej ogłuszył jak wiadomość przyniesiona przez syna.
Zachwiał się jak człowiek, który mdleje.
Twarz mu zbladła, stała się trupią, straszną.
— Hrabia de Terrys umarł... — wybełkotał z miną ogłupiałą i głosem sparaliżowanym przez wzruszenie.
— Tak jest, ojcze, i pojmuję bolesne wrażenie wywarte na ciebie przez tę śmierć, która nie zdawała się być tak blizką... Hrabia cię kochał... tyś był jego przyjacielem... byłeś mu obowiązany...
Paskal Lautier spoglądał błędnym wzrokiem.
— Umarł!... — powtórzył. — Hrabia umarł...
— Mój ojcze — rzekł zcicha Paweł — nie trzeba się tak przejmować... Proszę cię uspokój się... To ci może zaszkodzić...
Przedsiębiorca podniósł głowę.
Pojmował to, że wydawać się w obec syna przestraszonym, zgnębionym, było to odżywiać w jego umyśle powątpiewanie i pozwalać mu wierzyć, iż skłamał utrzymując, że był gotów dotrzymać swego zobowiązania.
Trzeba było tego uniknąć jakimkolwiek bądź kosztem.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/730
Ta strona została przepisana.