— A! ba!...
— Tak ojcze... Przez chwilę sądziłem, że ta którą kocham jest dla mnie straconą, ale Bóg pozwolił mi ją odszukać... wybrał mnie do ocalenia jej ze straszliwego niebezpieczeństwa, w którem miała utracić życie... Zobaczysz wkrótce tę, która wraz z tobą jest wszystkiem dla mnie na świecie!... Poznasz ją... pokochasz i każemy jej przez nadmiar szczęścia, zapomnieś o tem co przecierpiała...
— Co przecierpiała... — powtórzył machinalnie Paskal, który zaprzątnięty strasznemi kłopotami, nie wielką wagę przywiązywał do miłostek swego syna.
— Tak, ojcze... — mówił dalej młodzieniec z ożywieniem — nikczemna intryga została zawiązaną przeciw biednemu dziecięciu... Nędznicy pragnęli jej śmierci... Szczęściem ocaliłem ją i pomszczę...
Przedsiębiorca nie słuchał.
Pilno mu było pozbyć się syna.
— Odchodzisz? — zapytał.
— Muszę, ojcze, ale wkrótce się z tobą zobaczę i wszystko opowiem...
— Sprawisz mi tem przyjemność... Czy ci potrzeba pieniędzy?
— Miesiąc się kończy i jeżeli zechcesz mi dać, przyjmę z wdzięcznością...
Paskal otworzył szufladę biurka i wyjął bilet bankowy który podał Pawłowi.
— Ależ to tysiąc franków!... — zawołał ostatni.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/733
Ta strona została przepisana.