— Brawo!... Z przyjemnością widzę, że tu idzie o drobniejszą sprawę... pogméramy trochę w pełnej kasie jakiegoś szyk mieszkania... Ja to wolę.
— Tym razem pracować będziemy nie dla zysku — odpowiedział Leopold — ale z ostrożności.
— Cóż mam robić?
— Nic innego tylko dostarczyć; mi tego, czemby można otworzyć szufladę...
— Jaką?
— Bardzo małą...
— Przypuszczam więc, że zameczek jest bardzo mały, a takie zamki to tandeta...
— Możesz mi dostarczyć co potrzeba?
— Ba!... przecież wytrychów nie sprzedają u handlarzy starzyzną... Ale to wszystko jedno, będziesz miał co ci potrzeba... Czy ci pilno?
— Tak jest.
— Kiedyż ci tego potrzeba?
— Na jutro rano, na ósmą...
— Dobrze... możesz być pewnym...
— Czyś pewny że nie doznasz zawodu...
— Jestem tem pewniejszy, że będę sam robił...
— Ty!...
— Ja... Kiedyś byłem w terminie u ślusarza i tak samo jak kto inny potrafię się obejść z młotkiem i pilnikiem...
— A! tak — rzekł Leopold ze śmiechem — więc zajmowałeś się wszelkiemi rzemiosłami!...
— O! nie jednem i jeszcze wielu spróbuję, aż póki nie znajdę takiego, któreby mi pozwoliło żyć z do-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/740
Ta strona została przepisana.