Pomodliwszy się przez godzinę przy śmiertelnem łożu, dziewczę ułożyło listę osób, adresa których należało wypisać na biletach zapraszających, poczem poszła zamknąć się w swoim pokoju, wydawszy polecenie, aby jej nie przeszkadzano pod żadnym pozorem...
Jeszcze nie było południa.
Od dwóch blizko godzin jakiś jegomość mający około pięćdziesiąt lat, w białym krawacie, z długiemi faworytami, w szyldkretowych binoklach założonych na nos urzędownie, w palcie z kołnierzem barankowym i w ciepłych rękawiczkach siedział przy bulwarze Malesherbes w kawiarni, której okna wychodziły na front pałacu hrabiego.
Jegomość ten miał z lewej strony portfel ze skóry juchtowej wypchany papierami i aktami, a z prawej, na tacy, kieliszek na pół pełny wermutu.
Czytał, albo raczej udawał że czyta gazety, które rozkładał kolejno przed sobą; — w rzeczywistości zaś na żadną nie zwracał uwagi.
Człowiek ten wydawał się niecierpliwym i niespokojnym.
Jego wzrok, którego blask kryły niebieskawe szkła binokli, nieustannie zwrócony był przez szparę pomiędzy firankami okien, na bramę wjezdną pałacu de Terrys.
Nagle zadrżał.
Przed tą bramą stanął fiakr, z którego wysiadł jakiś jegomość przyzwoitej miny, dobrze ubrany, ma-
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/743
Ta strona została przepisana.