jący w dziurce od surduta wstążeczkę legii honorowej.
Nowoprzybyły trzymał w ręku arkusz, papieru z notatkami które przeglądał, poczem podniósłszy głowę na fasadę hotelu, spojrzał na numer i powiedziawszy parę słów stangretowi, zadzwonił.
Natychmiast drzwi się otwarły i ukazał się odźwierny.
— Co pan żąda? — zapytał z ukłonem.
— Jestem lekarzem merostwa cyrkułowego — odrzekł przybyły — i przybywam dopełnić zwykłych formalności odnośnie do zgonu pana hrabiego de Terrys...
— Proszę wejść...
Lekarz przestąpił próg.
Jak tylko drzwi się za nim zamknęły, odźwierny uderzył w dzwonek umieszczony pod markizą pałacową i dodał:
— Jeżeli się pań zechce pofatygować przez dziedziniec, panie doktorze, to pana wprowadzę...
Przybyły skierował się ku gankowi.
Kamerdyner Filip czekający na progu przedsionka ukłonił mu się z miną pytającą.
Na to nieme zapytanie lekarz odpowiedział wymienieniem swego urzędu.
— Proszę pana z sobą... — rzekł Filip kłaniając się powtórnie.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/744
Ta strona została przepisana.