— Nie miał lekarza! — powtórzył były więzień, udając osłupienie. — Pozostawiono bez lekarza człowieka trawionego przez konsumpcyę i któremu nie wielkie a umiejętne starania mogły przedłużyć życie?...
— Taka była wola pana hrabiego.
— Czyż należało mu być posłusznym? Nie! sto razy nie! Czy jest w domu kto z familii, z kimbym się mógł rozmówić?
— Jest panna Honoryna...
— Kto to jest panna Honoryna?
— Jedyna córka pana hrabiego.
— Proszę jej powiedzieć, że chciałbym z nią pomówić...
— Panna nikogo nie przyjmuje...
— Mnie jednak przyjmie... To jest konieczne, mam jej wiele, wiele pytań do zadania... Proszę ją uprzedzić...
Ten rozkaz wydany suchym głosem nie znosił odpowiedzi.
Filip skłonił się i wyszedł zamykając drzwi za sobą.
Zaledwie wyszedł, gdy Leopold zerwał się i pobiegł do stolika wskazanego mu przez Paskala Lantier.
— Jakie szczęście! — powtórzył zcicha. — Nie potrzeba wytrychów!...
Otworzył drugą szufladę.
Wzrok jego uderzył gruby rękopis który hrabia de Terrys położył na parę minut przed śmiercią.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/750
Ta strona została przepisana.