Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/752

Ta strona została przepisana.

— Powiedziano mi o tem, mój panie i przyszłam — rzekła panna de Terys głuchym głosem.
— O co mnie pan masz pytać?
— Od jakiego czasu, według zdania pani, datuje się początek stopniowego osłabienia jej ojca?...
— Od kilku lat, ale stanowczej daty oznaczyć nie mogę...
— Czy pani zauważyła groźny stan jego?
— Tak jest, panie.

XXVII.

— I pan de Terrys... — mówił dalej Leopold — nie przyjmował żadnej pomocy lekarskiej?
— Nie, panie... — odpowiedziała Honoryna.
— Zdaje mi się, że obowiązkiem pani było użyć swego wpływu dla wezwania lekarza do domu?
— Nadaremnie bym to usiłowała uczynić...
— Czyś pani tego pewna?
— Najzupełniej...: Mój ojciec utrzymywał, że on sam zna swoją naturę i sam się leczył podług swojej woli...
— Zatem tu nie ma żadnej recepty, żadnej wskazówki co do sposobu leczenia?
— Żadnej...
— Służący już mi to powiedział, ale potrzebowałem z ust pani usłyszeć potwierdzenie tej wiadomości, która mi się wydaje, co najmniej, szczególną... — Pozostaje mi więc tylko przeprosić panią