za swoje natręctwo i prosić o jego usprawiedliwienie...
— Wykonywałeś pan swój obowiązek i niepotrzebujesz pan usprawiedliwienia... Czy to już wszystko?...
— Wszystko.
— Czy mogę odejść?
— Bezwątpienia.
Panna de Terrys na głęboki ukłon mniemanego lekarza odpowiedziała lekkiem skinieniem głowy i wyszła z gabinetu.
Z Leopoldem pozostał Filip.
Zbieg z Troyes, kontynując swoją rolę usiadł znowu przy biurku i zaczął dalej pisać.
Po chwili schował papiery do dużego portfelu, wstał i rzekł:
— Skończyłem... teraz wszystko w porządku.
Poczem wszedłszy do pokoju sypialnego, wziął kapelusz stojący na stole zeszedł na, dół i wyszedł z pałacu.
Ujrzawszy się na bulwarze Malesherbes przyśpieszył kroku, szukając powozu.
Przejeżdżała dorożka.
Krzyknął na nią.
— Dokąd jechać, proszę pana? — zapytał woźnica.
— Na ulicę Picpus.
— Do pioruna, taki kurs!
— Dwadzieścia sous na piwo...
— Zgoda!
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/753
Ta strona została przepisana.