Pierwsza z południa biła w chwili, gdy Leopold wysiadł z powozu w punkcie przecięcia się ulicy Picpus z ulicą Saint-Mandé; wszedł do domu przy ulicy Tocanier, gdzie się ujrzał sam, dawszy Jarrelongowi pozwolenie rozporządzenia czasem według swojej woli.
Zamknąwszy i zaryglowawszy drzwi, wydobył z kieszeni rękopis z pamiętnikami hrabiego de Terrys.
Przebiegi wiele jego stronnic zapisanych gęstem pismem i rzekł do siebie:
— Jeżeli hrabia posłuszny nierozsądnym radom mego niezręcznego kuzyna, napisał objaśnienie swojej choroby i lekarstwa, którem się sam leczył, to musiał uczynić to pod koniec życia... Trzeba więc zobaczyć na końcu.
Leopold się nie mylił.
Wiersze pisane czerwonym atramentem i starannie ujęte w cudzysłów, prędko zwróciły jego uwagę.
Odczytał półgłosem:
„Zawsze odmawiałem pomocy lekarskiej, a powodem tego była moja zupełna niewiara w umiejętność lekarzy.
„Co mnie podtrzymywało, co mi pozwalało żyć, choć dotkniętemu śmiertelną chorobą, to lekarstwo tajemnicze znane w Europie tylko mnie samemu.
„Lekarstwo to, może najgwałtowniejsza trucizna, jeżeli będzie zażywanem bez metody i roztropności, jest wysuszony jad płaza podzwrotnikowego.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/754
Ta strona została przepisana.