Naczelny dependent pracował i zupełnie się zazębił w pracy.
— Zdaje mi się, że notaryusz jest teraz sam — spytała pani Bertin bojaźliwie.
Dependent natychmiast wstał, — wziął: bilet wizytowy, z ukłonem milcząc przeszedł około niej i wszedł nie pukając, do gabinetu przyległego jego pokojowi.
W parę sekund później wrócił, prosząc Małgorztę aby za nim poszła i wprowadził ją do notaryusza.
Serce wdowy biło tak, że o mało nie pękło.
— Jaki będzie dla niej rezultat widzenia się z notaryuszem?
Ten ostatni postąpił parę kroków naprzeciw niej ukłonił się i przysunął jej fotel.
Małgorzata podniosła długą zasłonę wdowią kryjącą jej twarz i odsłoniła rysy zawsze szlachetne i zawsze czyste, jakkolwiek nacechowane boleścią.
— Czemu mam przypisać, łaskawa pani, zaszczyt jej odwiedzin?... — zapytał urzędnik...
Usta wdowy drżały ze wzruszenia.
Zaledwie dosłyszanym głosem wyjąkała:
— Panie, przy chodzę tu po śmierć lub życie.
Ten szczególny początek, ta odpowiedź nieco melodramatyczna, ale zgodna ze smutnym wyrazem twarzy i spojrzenia Małgorzaty, nabawiły pana Augny drżenia.
— Więc to rzecz bardzo ważną, o której pani chcesz ze mną mówić? — rzekł.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/769
Ta strona została przepisana.