Paulina trzymała za rygiel. — Poruszyła nim i okno obróciło się na zawiasach.
Lekki szmer podobny do tego, jaki wydaje nóż przyłożony do kamienia szlifirskiego, doszedł do ucha dziewczęcia.
Jednocześnie można było widziéć ruchi ręki Lantiera.
— Masz słuszność — rzekła z cicha — on piłuje kratę...
— Boję się...
— Czego?
— On chce uciekać...
— Ależ to nadzwyczaj interesujące! niewinny więzień kruszący swoje żelaza!... — Latude! Silvio Pellico! Ten człowiek — to bohater! — Gdybyśmy mii mogły dopomódz!...
Renata zbladła jak trup.
— Ty żartujesz!... — szepnęła.
— Owszem, wcale nie żartuję...
— Chcesz więc, abym umarła z przestrachu?...
— Powtarzam ci, że nie ma żadnej obawy, żadnéj zupełnie!...
— Ale....
— Pst!... pozwól mi działać...
Paulina odpięła haczyk i bardzo powoli otworzyła żaluzye; — pomimo ostrożności zardzewiałe zawiasy trochę skrzypnęły.
Jakkolwiek słabe, skrzypnięcie to doszło do ucha Lantiera.
Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/78
Ta strona została przepisana.